środa, 19 czerwca 2013

Rankingi, zestawienia, listy, top 10... część 1.

Od kiedy tylko na całego wszedłem w świat muzyki, nieustannie słyszę pytania o płyty, koncertówki, zespoły, biografie (książkowe i na dvd), które mógłbym polecić. Nie powiem, że przez pierwsze dwa lata było to fajne. Wiecie, moje zdanie się dla kogoś liczy i w ogóle... No, ale te dwa lata skończyły się jakieś 10-11 lat temu i dzisiaj wolę kogoś odesłać na jakąś stronę z rankingami, albo mówię coś w stylu "zacznij od Made in Japan, a potem już sam sobie coś znajdziesz". Jako, że aktualnie mam urlop i znalazła się wolna chwila, to pomyślałem: dlaczego by nie zrobić takiej listy płyt studyjnych, koncertówek, czy nawet książek, które mógłbym z czystym sumieniem komuś polecić? Dziesięć pozycji na każdą kategorię i krótkie uzasadnienie. Zero recenzji, po prostu "must have".

Zacznę od koncertów. CD i DVD, bo tutaj nie ma co rozdzielać. Na początku miałem ból głowy, bo weź człowieku poleć TYLKO dziesięć wydawnictw live, gdzie ogromnym problemem byłoby zebranie pięćdziesięciu takich pereł. Postanowiłem się ograniczyć tylko do tego co mam na półkach, bo skoro chciałem wydać na coś ciężko zarobione pieniądze, to musi być to wyjątkowe. Zatem...


AC/DC - Live at Donington (DVD/2003)


Tor wyścigowy Donington Park, trasa Monsters of Rock '91/The Razors Edge World Tour, cztery dni po Chorzowskim koncercie. Z jednej strony może działać ten czynnik patriotyczny, bo przecież to samo było u nas, ale... Ujmę to tak. Mogę nie mieć ochoty na słuchanie AC/DC, ale za każdym razem, gdy oglądam Donington, uświadamiam sobie, że to najlepszy rockowy koncert jaki kiedykolwiek zagrano. Mam gdzieś, że grają na jedno kopyto, ale ta toporna muzyka (którą kocham) w połączeniu z resztą daje niezapomniane przeżycie. Od tego wydawnictwa można spokojnie zacząć przygodę z rockiem.

Deep Purple - Live in California 74 (DVD/2005)



Cóż to był za koncert! O festiwalu California Jam i samym występie Purpli mógłbym napisać osobny wątek i byłby dosyć długi. Bohaterem tamtego wieczoru był Ritchie Blackmore. Można rzec 'Classic Blackmore". Było rozwalanie kamer, rozwalanie gitar, rozwalanie wzmacniaczy, a i na koniec Rysiu wysadził całą scenę, by grający po nich Emerson, Lake & Palmer pożałowali swojego headlinera, za zbyt wysokie zadzieranie nosa. Muzyka również się broni. Na pewno jest to najlepszy koncert Mark III (Blackmore/Lord/Paice/Coverdale/Hughes), ale jestem również zwolennikiem myśli, że jest to również najlepszy koncert Purpli w ogóle! Wyznawcy "Made in Japan" zaraz mnie zjedzą, ale - nie ujmując tej klasycznej koncertówce - na Cal Jam czuję więcej ducha rock'n'rolla. Czasami gniew i frustracja potrafią przeobrazić się w coś dobrego i tutaj to mamy.

Dream Theater - Score (CD, DVD/2006)


Dream Theater albo się kocha, albo nienawidzi. Ja kocham... ale tylko do płyty "Octavarium". Trasa promująca ten krążek była chyba najlepszą jaką kiedykolwiek zagrali. Setlista zmieniająca się co koncert (w sumie to u nich kiedyś była norma), świetna forma Jamesa LaBrie (to akurat normą u nich nie było), dodatkowo fakt, że to już 20 lat na scenie (fakt, naciągane 20 lat, ale jeśli przyjąć Majesty jako protoplastę DT, to...), no koncerty nie mogły być kiepskie. Z czym zatem obcujemy na tym wydawnictwie? Z ostatnim koncertem na trasie "20th Anniversary Tour" w przepięknej Radio City Music Hall w Nowym Jorku (rodzinnym mieście większości składu (konkretnie Mike'a Portnoy'a, Johna Petrucciego i Jordana Rudessa, ale i po części Johna Myunga). Dodatkowo, panowie pokusili się o dodatek w postaci orkiestry symfonicznej, która dołączyła do zespołu w drugiej części wydarzenia. Sam seto, to istne 'the best of' grupy plus monumentalna suita (tylko 42 minuty) "Six Degrees of Inner Turbulence" i - krótsza o 15 minut, ale równie epicka - "Octavarium". O poziomie wykonania pisać chyba nie muszę. Oni rzadko kiedy mieli słabsze dni.

Iron Maiden - Rock in Rio (CD, DVD/2002)


Tutaj miałem dylemat. "Rock in Rio", czy "Maiden England '88"? Dlaczego nie "Live after Death"? Bo ile można? Uwielbiam zapis z trasy "World Slavery Tour", ale też myślę, że jest troszkę przeceniony... Wracając do mojego bólu głowy. Zdecydowałem się na Rio i już tłumaczę dlaczego. Ogromny festiwal z tradycjami, fani z ameryki południowej, a przede wszystkim six-pack (Harris/Murray/McBrain/Dickinson/Smith/Gers), trasa promująca genialny "Brave New World" oraz znakomita forma zespołu. Do setlisty przyczepić się również nie sposób. Czego chcieć więcej?

Queen - Rock Montreal & Live Aid (DVD/2007)


O tym wydawnictwie już kiedyś pisałem, dlatego napiszę krótko. Montreal to Queen najwyższych lotów, a Live Aid to jeden z najlepszych występów w historii rocka. Starczy?

The Rolling Stones - Some Girls: Live in Texas '78 (DVD/2011)


"Beast of Burden" - tak mógłbym króciutko podsumować ten genialny koncert. Surowizna pełną gębą. Zero przepychu, który u Stonesów był czymś na porządku dziennym. Chłopaki postanowili wrócić do korzeni i zagrać trasę w najmniejszym możliwym składzie (raptem trzech dodatkowych muzyków, jeśli liczyć Iana Stewarta jako 'dodatkowego'). Wyszło im cudownie. Bardzo w duchu rock'n'rolla. Bardzo się cieszę, że wygrzebano ten koncert z archiwów i odpowiednio go odrestaurowano. Można powiedzieć, że to pozycja obowiązkowa dla fanów rocka, a i miłośnicy szeroko pojętej muzyki również powinni się z tym wydawnictwem zapoznać.

Robbie Williams - What We Did Last Summer: Live at Knebworth (DVD/2003)


O nim też już było, więc nie będę się zbytnio rozpisywał. Można nie przepadać, ale należy docenić chociażby za widowiska jakie tworzył.

Depeche Mode - 101 (CD/1989)


A o tym to pisałem dosłownie 'przed chwilą'. Depeche Mode zdobyli Mount Everest i oto dokument z tej wyprawy.

Perfect - Spodek Live'94 (CD/1994, 2003)


Kolejny ból głowy: Perfect, czy Budka z Sopotu '94. Wygrał jednak pełny i niezrobiony w studio koncert. Wydaje mi się, że był to pierwszy koncert w Polsce po reaktywacji (grupa zeszła się w 1993, ale odbyła trasę za oceanem). Ogromny koncert w katowickim Spodku, 22 sztandary polskiego rocka i wspaniała publiczność. Za każdym razem gdy tego słucham, jestem zmiażdżony. A "Objazdowe Nieme Kino" to próba najwyższych lotów. I ta solówka Sygitowicza...

Led Zeppelin - How The West Was Won (CD/2003)


"The Song Remains The Same" nie miał szans się tutaj znaleźć. Myślałem o "Celebration Day", ale to też nie ten kaliber, chociaż często wracam do koncertu z 2007 roku. Dlaczego koncerty z Los Angeles? Ponieważ to kwintesencja Zeppów. Dwie i pół godziny totalnego odlotu, a przy tym wokal Planta nie męczy, jak to ma w zwyczaju na niektórych koncertówkach (najczęściej szeroko-dostępnych bootlegach). Po wydaniu tej koncertówki spotykałem się najczęściej z opiniami, że to najlepsze Zeppy live. Zgadzam się w 100%.

Wow... Dziwna lista. Nie ma "Made in Japan", "Live after Death", "Alchemy", "Absolutley Live" Doorsów, czy nawet Dżemu... Zabrakło miejsca dla "Unplugged" Nirvany, czy "P.U.L.S.E" Floydów. Nic Rush (a również zasługują), zero Kissów (a tak się zachwycam przecież Alive'ami), ani Metalliki, ani Bon Jovi, zero Motley Crue, żadnej wzmianki o "Under a Blood Red Sky", "Zoo TV" czy Slane Castle U2... To bardzo subiektywna lista. Myślę, że w większości spotka się z chłodnym przyjęciem, ponieważ nie lubimy rzeczy 'nowych'. Na cholerę poznawać "Live in California 74", skoro jest "Made in Japan"? "Rock Montreal"? Wszyscy przecież tłuką Wembley.

Uwierzcie mi, że jak poszukacie troszkę głębiej, to znajdziecie skarby, które przewrócą wasz muzyczny świat do góry nogami.

Przede mną teraz wielkie wyzwanie... Dziesięć "must have'ów" wśród albumów studyjnych. To sobie roboty na urlop narobiłem.

Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz