niedziela, 13 maja 2012

IRA - 25 lat. Cz. 2


Witam! Dzisiaj tylko dwie płyty. Pomyślałem, że w ten sposób wyodrębnię poszczególne okresy grupy i tym samym będzie zachowany jakiś ład. To co my tutaj mamy?


To album Łukaszewskiego. Chłop wzniósł się na wyżyny kompozytorskie i pokazał, że jest świetnym, technicznym gitarzystą. Po odpaleniu płyty, można doznać szoku. Toć to prawie thrash! Tak wściekłego Gadowskiego na tle nie mniej wkurzonych kolegów jeszcze nie słyszałem. Świetny tekst traktujący o branży rozrywkowej, który jakby się nic a nic nie zestarzał. "Zmienić siebie" jest już bardziej... może nie tyle optymistyczny, ale budujący. Muzycznie, nadal mamy ostry łomot, tyle że z więcej śpiewającym Gadziem. Chłopaki szybko zwolnili tempo, ale "Nie wierzę" nie jest lekką pioseneczką. Żal, bunt, pretensje do otaczającego nas świata, potem krzyk rozpaczy i łomot. Kto by pomyślał, że ewolucja "Mój dom"->"1993->?" zaprowadzi nas do tak dołującego (teksty mówią same za siebie) albumu? Słuchając kolejnego na płycie "Na zawsze", ma się ochotę powiesić. "Strach" poprawia trochę nastrój swoim buntowniczym tekstem oraz fajną, szybko wpadającą w ucho melodią. Melodyjny również jest następny kawałek, "Wojna", w którym zastosowano trochę kanciastą metodę "spokojna zwrotka-mocny refren". Ira podołuje jeszcze w "Skazie" i następuje bardzo przyjemna niespodzianka. Akustyczna gitara i zaczynamy najfajniejszy (bynajmniej nie najlepszy) i za cholerę nie pasujące do albumu "Zakrapiane spotkanie". Piosenka-przypadek, ale o tym może niech opowie sam Piotr Łukaszewski: "Kiedyś program „Rock Noc” urządził konkurs na tekst do piosenki, a utwór który wygra, miał znaleźć się na jakiejś płycie. Nagrywaliśmy właśnie w S-4 i wpadliśmy na chwilę do telewizji, a tu Piotrek Klatt z Jarkiem Janiszewskim mówią nam, że jest konkurs i żebyśmy szybko coś skomponowali. Muzyka powstała dosłownie w 30 sekund. No i tak wyszło, że z wszystkich tekstów najbardziej spodobał się właśnie ten.(...)"* oraz, co rozłożyło mnie na łopatki: "(...) Do tej pory nie znaleźliśmy autora tego tekstu i to jest największy paradoks tej całej sprawy. Nawet nie można było wpisać na płytę Jego nazwiska, nie mówiąc o tych groszach, które czekają na Niego w ZAiKS-ie."* Sam tekst traktuje o popijaniu różnych napojów wysokoprocentowych w doborowym towarzystwie kumpli. Gęba sama się cieszy. "Słowa" przelatują z prędkością światła (niecałe dwie i pół minuty) i dochodzimy do bonusów w postaci remake'ów dwóch kawałków: "Zostań tu" z debiutu w trochę podmetalizowanej wersji i co najlepsze, świetnie brzmiącej, która udowadnia, że materiał na "Irze" miał spory potencjał, oraz "Zew krwi", który nie różni się praktycznie niczym (poza poprawionym brzmieniem) w stosunku do pierwowzoru z "1993". Uff... To była ciężka jazda. "Znamię" od bardzo długiego czasu jest u mnie na pierwszym miejscu w dyskografii Iry i wątpię by ta sytuacja miała ulec zmianie. Chłopaki wznieśli się na wyżyny swoich możliwości i nie razi nawet dominacja kompozytorska w osobie Piotrka Ł. Na pewno nie jest to album na raz. Trzeba dać mu trochę czasu, a gwarantuję, że jak chwyci, to przez długi czas nie puści.

* źródło: www.ira.art.pl


"Ogrody" to bardzo dziwny album... Ira postanowiła wrócić do starych patentów, czyli: melodyjnie, pozytywnie, zachowując jednocześnie rockowy charakter. Głownym kompozytorem ponownie został Łukaszewski, jednak tym razem nie błysnął już w taki sposób jak na poprzednich albumach. Więcej mamy tutaj kompozycji mdłych, do których nie chce się tak często wracać. Tekstowo, to najgorsza płyta Iry z jaką dane było mi się zetknąć, oraz ostatnia, na której Artur Gadowski zajmował się pisaniem słów. Nigdy nie uważałem frontmana grupy za wybitnego tekściarza, ale zawsze potrafił w fajny sposób przekazać swoje przemyślenia, a na "Ogrodach" dotknął twórczego dna. W ogóle mam wrażenie, że zespół nie przyłożył się w ogóle do albumu i sam materiał był napisany w pośpiechu, bez większego przemyślenia. Czy warto coś wyróżniać? "Jestem obcy", "Światło we mgle" i... to chyba wszystko. Jako całość, jest w miarę równo, ale tutaj to bynajmniej atut. Ira się rozpadała, i na tym albumie to czuć. Historia pokazała: na jesieni 1996, zespół opuszcza Kuba Płucisz (założyciel!), a niecały rok później Ira znika ze sceny na 4 lata. Jak ta przerwa wpłynęła na chłopaków? O tym w kolejnej części.

Pozdrawiam!

PS. Z góry przepraszam za ociąganie się z TAK krótkim i wymęczonym wpisem, ale wpłynęło na to kilka czynników plus "Ogrody" ;). Obiecuję, że trzecia część będzie już... świeższa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz