piątek, 10 maja 2013

Z innej beczki. Sir Alex Ferguson.


Dzisiaj będzie nietypowo. Dwa dni temu, biuro prasowe Manchesteru United ogłosiło, że po 27 latach, Sir Alex Ferguson odchodzi na emeryturę. Ten moment kiedyś musiał nastąpić i każdy był na to przygotowany, jednak w momencie ogłoszenia tej informacji, poczułem się trochę dziwnie. Coś się cholera kończy... Moim pierwszym zetknięciem z Manchesterem i Fergusonem był finał Ligi Mistrzów, rozegrany na Camp Nou, 26 maja 1999 roku, gdzie Diabły zmierzyli się z Bayernem Monachium. Byłem wtedy w pierwszej klasie podstawówki. Do dzisiaj jest to dla mnie najlepszy mecz (rozegrany za mojego życia oczywiście) jaki miałem przyjemność oglądać. Nie ma sensu opisywania całej dramaturgii spotkania, ponieważ każdy fan futbolu zna ten mecz na pamięć. Zna również słynne słowa wypowiedziane przez managera po finale, a które przytoczę na końcu wpisu. Od tamtego wieczora, każdy chciał być Solskjaerem, Beckhamem, Giggsem, Sheringhamem, Yorkiem, Colem, nawet Schmeichelem. Ja nigdy predyspozycji do gry w piłkę nie miałem, ale od małego, nieustannie gram w managery piłkarskie i nie ukrywam, że Ferguson jest wtedy moją największą inspiracją (wow, no bardziej ckliwie to zabrzmieć nie mogło). Jestem szczęśliwy, że mogłem uczestniczyć w tej pięknej historii. Pff... Każdy miłośnik futbolu pewnie pęka z dumy! Przeżyliśmy przez te lata coś, czego już nikt raczej nie przeżyje. Można było nie sympatyzować z Czerownymi Diabłami, można było nawet nie przepadać za Fergiem, ale o braku szacunku nie może być mowy. Przed Davidem Moyesem piekielnie trudne zadanie, ale trzymam za niego kciuki. Po sezonie 2012/13 zacznie się nowa era dla Manchesteru, dla całego futbolu... Co mogę jeszcze napisać? "Football, bloody hell!"

Na otarcie łez:



Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz